Mocny początek
XXX Festiwal „Tydzień Talentów” . Recenzja z koncertu w Dworku Paderewskiego.
Tydzień Talentów od lat rozpoczyna się Wielkim Powrotem czyli koncertem znanego artysty lub zespołu, który u początku swej kariery brał w Tygodniu udział. Słynne Motion Trio w tej imprezie w Tarnowie wystąpiło po raz pierwszy w 2000 roku.
O trójce akordeonistów z Krakowa: Januszu Wojtarowiczu, Pawle Baranku i Marcinie Gałażynie, było już wówczas głośno, ale największe triumfy artyści mieli jeszcze przed sobą. Dziś są znani w całym świecie, występują w najsłynniejszych salach. Znaleźli jednak czas, by przyjechać do Kąśnej Dolnej i we wtorek 16 października zainaugurować jubileuszowy, trzydziesty już festiwal. W znakomitej kąśniańskiej sali koncertowej z przyzwyczajenia chyba wciąż zwanej stodołą przedstawili program zróżnicowany – od Chopina i Kilara po pastisze gier komputerowych. Już to samo dowodziło szerokiego wachlarza możliwości wykonawczych zespołu. Sposób w jaki trójka artystów ten program interpretowała przeszedł moje oczekiwania. W przypadku Motion Trio trudno właściwie mówić o trójce wykonawców. Wprawdzie każdy z nich jest inną osobowością, wnosi do zespołu inne cechy i wartości, to przecież od pierwszego dźwięku są jednością, jakimś wielkim, potrójnym instrumentem o możliwościach nie mających wprost granic. We wtorek wspaniale się wzajemnie wyczuwali, idealnie reagowali na sugestie każdego z nich, ogarnięci byli jednym pulsem, oddychali jednym oddechem. Zachwycali wrażliwością muzyczną objawiającą się bogactwem barw, dbałością o każdy detal, o zróżnicowanie gatunku dźwięku, o wykończenie każdej frazy. Artyści obdarzeni wielką wyobraźnią i fantazją o akordeonie wiedzą wszystko i potrafią wspaniale tę wiedzę wykorzystać zarówno w dowcipnym, pełnym muzycznych aluzji utworze DJ Chicken (kompozycja zbiorowa), jak i w onirycznej Silance Janusza Wojtarowicza. Każdy z dziesięciu przewidzianych programem (były jeszcze bisy) utworów ukazywał inne oblicze zespołu, choć w ich kompozycjach wyczuć można było predylekcję do muzyki repetytywnej i bałkańskich rytmów. Cały program był interesujący, ale artyści zaimponowali mi interpretacjami dwóch utworów: Preludium e-moll op. 28 Chopina i Orawy Kilara. Z Chopinem jego aranżer Janusz Wojtarowicz postąpił na pozór dość swobodnie rytmizując współcześnie jego ostinatowy rytm. Mimo to potrafił jednak zachować to co najważniejsze, czyli jedyny w swoim rodzaju romantyczny, tajemniczo-nostalgiczny nastrój utworu i choć nie lubię przenoszenia wyrosłych z ducha fortepianu utworów Chopina na inne instrumenty, to w tym przypadku muszę uznać trafność takiej interpretacji. Orawę Kilara słyszałam w wykonaniu Motion Trio już kilkakrotnie, za każdym razem graną zresztą nieco inaczej. Tym razem połączenie perfekcji ze spontanicznością graniczącą z zapamiętaniem przyniosło fantastyczny rezultat. Muszę się przyznać, że trochę obawiałam się tego koncertu. W letnich miesiącach dwukrotnie uczestniczyłam w koncertach Motion Trio i odniosłam wrażenie jakiegoś wypalenia się muzyków. Niby wszystko było w porządku, ale brakowało emocji, która dotąd zawsze zachwycała słuchaczy. Być może było to po prostu zmęczenie, bo tym razem z artystów emanowała pasja, a każda z interpretacji była świeża i porywająca. Oby tak dalej!