"Jedyne takie trio na świecie" Miesięcznik Kraków nr. xii.2018
– Obecnie nie musimy już ani sobie, ani nikomu niczego udowadniać. Musimy natomiast iść własną drogą i umacniać naszą markę – mówi Janusz Wojtarowicz, lider Motion Trio.
Tylko śnięte ryby płyną z prądem – mówi Janusz Wojtarowicz, dodając, że on zawsze wolał pod prąd. Wszyscy trzej tak płynęli, spędzając godziny na nauce gry na instrumencie pogardliwie zwanym kaloryferem, zmarszczem, a nawet świnią. Pochodzą z rozmaitych części Polski; po latach spotkali się w krakowskiej Akademii Muzycznej i od czerwca 1999 roku tworzą Motion Trio. Choć sam zespół Janusz Wojtarowicz powołał do życia już trzy lata wcześniej (początkowo jako Emotion Trio). Dziś są pewnie jedyną taką formacją na świecie, jedynym tak znanym i uznanym triem akordeonowym, które wystąpiło w 41 krajach czterech kontynentów, które publiczność prestiżowej Carnegie Hall owacjami na stojąco skłoniła do bisów, mającym na swym koncie 13 płyt, w tym nagraną ze światowej sławy twórcą muzyki filmowej Michelem Nymanem. Zresztą artystycznych spotkań ze sławnymi artystami ma MT mnóstwo; są w tym gronie Joe Zawinul, Bobby McFerrin, Trilok Gurtu, Tomasz Stańko, Leszek Możdżer, laureat Oscara Jan A.P. Kaczmarek, są sławne orkiestry, jak Deutsche Filmorchester Babelsberg, są dyrygenci klasy Jerzego Maksymiuka, pod którego batutą kilka miesięcy temu trio grało z Orkiestrą Filharmonii Narodowej.
Równie długi jak lista uznanych twórców byłby wykaz festiwali, na które krakowskie trio zapraszano. Były to festiwale muzyki klasycznej, jak i world music czy jazzowe, wymieńmy choćby Festival International de Jazz de Montréal, Urkurt Festival w Szwecji, Lowlands Festival in Biddinghuizen w Holandii (gdzie zaprasza się wykonawców z kręgu rocka, techno, punku i metalu i to takich jak Apocalyptica, The Prodigy, Nick Cave). Bywało trio i na Parkmusic Festival w Niemczech, gdzie rozbrzmiewa muzyka Karlheinza Stockhausena i Jannisa Xenakisa, i na rozsławiającym klasykę Folle Journée we francuskim Nantes. Pokazuje to różnorodność zainteresowań, skalę możliwości krakowskich akordeoni- stów, a zarazem ich determinację, by nobilitować ich instrument. By ukazać pełnię jego brzmienia, jego potencjał, a przede wszystkim szlachetność godną sal filharmonicznych. Zresztą Janusz Wojtarowicz już w początkach MT mówił, że Chopin uczył się grać na prototypie akordeonu i podejrzewał, że gdyby instrument, którego używał kompozytor, „posiadał tę jakość wykonania i przede wszystkim brzmienie, jakie posiadają współczesne, profesjonalne akordeony, zostałby pewnie akordeonistą”. Jakby na poparcie tej śmiałej hipotezy, dziewięć lat później trio nagrało podczas festiwalu La Folle Journée płytę Chopin – i to w wersji live, podczas jednego koncertu. Chopinowskie kompozycje, w aranżacji Wojtarowicza, brzmią na niej tak, jakby były pisane na akordeony. Co oczywiście jest i wynikiem wirtuozerii muzyków. To Wanda Wiłkomirska powiedziała o MT : „Nigdy jeszcze nie słyszałam tak zgranego zespołu”. Ile godzin spędzili razem w ciągu 19 lat?
łatwiej policzyć, ile lat każdy z nich zmaga się z tym instrumentem.
Lider tria gra już lat 40. Zaczął, mając sie-
dem, dzięki ojcu, Eugeniuszowi Wojtarowiczowi, kierownikowi rabczańskiej filii Szkoły Muzycznej I stopnia w Nowym Targu. – To był mój najważniejszy pedagog, który nauczył mnie grać. Pochodzący z Mazur, z Augustowa, Marcin Gałażyn (koledzy z powodu koloru bujnej fryzury mówią „Rudy”), dziś 43-latek, zaczął grać, mając lat sześć. 40-letni Paweł Baranek wziął akordeon do rąk w Kozłowie (20 km od Miechowa), gdzie się urodził, jako 10-latek. I niezmiennie podkreśla, ile zawdzięcza nauczycielo- wi Wiesławowi Kusionowi, który uczył go od IV klasy w Miechowie, a potem, widząc talent chłopaka, zabrał go ze sobą do tarnowskiego Liceum Muzycznego. Gdy w roku 2000 Paweł zatelefonował do niego, by pochwalić się Grand Prix, które trio zdobyło w IV Międzynarodowym Konkursie Współczesnej Muzyki Kameralnej im. Krzysztofa Pendereckiego, nauczyciel na pół minuty zamilkł ze wzruszenia. A ojciec Janusza, mieszkający już wtedy w Bostonie, płakał do telefonu z radości.
Odnieśli ten sukces po 14 miesiącach wspólnej pracy. To „Rudy” doszedł ostatni. – Usłyszałem go grającego na ulicy – mówił mi przed laty lider – aczkolwiek znałem go jeszcze ze studiów. Rok wcześniej dołączył Dzidek, Paweł Baranek. – I to jest skład, który oby się nie zmienił – mówili mi po zdobyciu owego Grand Prix. Wytrwali, mimo że każdy ma inną technikę gry, inną artykulację, a i charakter. Daje ta mieszanka efekt znakomity. Bo łączą ich też silne więzi przyjaźni. To Jerzy Maksymiuk zapytał lidera podczas pierwszego spotkania: – Proszę mi tak szczerze powiedzieć, macie dobre relacje w zespole? – Bardzo dobre – padła odpowiedź. – To najważniejsze – skomentował słynny dyrygent. Swe 20-lecie MT uczciło płytą Accordion stories. Zawiera wyłącznie kompozycje członków tria, które od grania i nagrywania własnej muzyki zaczynało. Potem nastał czas klasyki, czego przejawem kolejne płyty, rejestrowane podczas koncertów w ramach La Folle Journée. Po Chopinie były to Brahms and Liszt and... oraz Mussorgsky. Prokofiev. Shostakovich. Khachaturian, a także, nagrany dla Warner Classics album Polonium zawierający kompozycje Góreckiego, Lutosławskiego, Pendereckiego i Kilara, którego Orawa zawsze przyjmowana jest przez słuchaczy entuzjastycznie. Dawały te płyty satysfakcję, potwierdzały talent aranżacyjny lidera i jego ambicje poszerzania literatury muzycznej na akordeon (trio od lat wydaje nuty!), jak i mistrzostwo muzyków, które od lat podkreślają krytycy z wielu krajów. „Trio polskich akordeonistów drwi z wszelkich przyzwyczajeń i tradycyjnego sposobu gry na akordeonie, przenosi instrument w przyszłość bez jakichkolwiek efektów elektronicznych” – pisał krytyk „Le Monde”.
Teraz Wojtarowicz postanowił skupić się na twórczości własnej i członków tria. Już w 2016 roku, na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni otrzymał wraz z zespołem nagrodę za najlepszą muzykę filmową, napisaną do Szczęścia świata w reż. Michała Rosy. Cieszy się też, że i Marcin Gałażyn, który wcześniej był współkompozytorem, postanowił tworzyć samodzielnie. Ostatnio nagrał 12 utworów na fortepianie i wydał je na płycie Present Tales, która ukazała się w październiku w czasie pierwszej edycji krakowskiego festiwalu New Earth. – Jak mi dzieci biegają po mieszkaniu i wrzeszczą, to chcąc się wyciszyć, siadam do pianinka i coś sobie plum- kam... Wiem, że pianistą nie jestem, ale odnalazłem przyjemność w pisaniu muzyki.
Co zmieni twórcze ożywienie „Rudego” w zespole, w którym dominowały kompozycje lidera, dopełniane muzyką Pawła Baranka? A pisał Wojtarowicz muzykę jeszcze przed założeniem zespołu; do Snu srebrnego Salomei, który jako przedstawienie dyplomowe w PWST przygotował Jerzy Jarocki, do znakomitego spektaklu Wszyscyśmy z jednego szynela Grupy Rafała Kmity... Od kiedy ma swoje trio, całą aktywność zawodową podporządkował jemu. Jak podkreśla, już nie chce ścigać się z odniesio- nym sukcesem, przeliczanym na koncerty w prestiżowych salach, na płyty, na współpracę z wielkimi ze świata muzyki. „Trio polskich akordeonistów drwi z wszelkich przyzwyczajeń i tradycyjnego sposobu
gry na akordeonie, przenosi instrument
w przyszłość bez jakichkolwiek efektów elektronicznych” – pisał krytyk „Le Monde”. Po 22 latach Motion Trio już umie czerpać z doświadczeń. Nie korzysta z agencji koncertowych; to Wojtarowicz z żoną Anną zaj- muje się managementem, prowadzi też własną firmę Akordeonus, wydającą płyty i nuty, które przygotowuje Paweł Baranek, okładki wydawnictw tria projektuje żona „Rudego” – Lola Styrylska-Gałażyn, a wspiera ich za-przyjaźniony z zespołem od 15 lat inżynier dźwięku Michał Rosicki. – Wszystko w myśl zasady „nic o nas bez nas” – mówi lider niby półżartem; on dobrze wie, że najlepiej zadbać o wszystko samemu. Ma trio i swój Motion Accordion Festival, organizowany w Wieliczce i podkrakowskim Czasławiu przez Beatę Miętkę, na którym młodzi akordeoniści grają również muzykę MT, a jego członkowie zasiadają w jury obok swych dawnych profesorów. I zdarza się im wtedy wspominać lata, gdy Wojtarowicz i Gałażyn grali na streecie, czyli placach i ulicach Europy, a bywało, że i Krakowa; „Rudy” nigdy nie zapomni, jak na ulicy Floriańskiej rzucił mu pieniążka „jeden z najważniejszych wykładowców” uczelni. – Profesorowie, wykładowcy powinni sprzyjać młodym, którzy grają na ulicy. Nie tylko dlatego, że to im daje zarobek. To jest dla nich pierwszy sposób na zaistnienie – ocenia po latach. Ulica uczy pokory, ale też kontaktu z publicznością, i zmusza do wielogodzinnego grania na instrumencie. Janusz Wojtarowicz od lat mówi, że mógłby napisać poradnik streetowca, w którym opisałby rozmaite przygody, a i to, że bywało, iż po dwóch miesiącach pracowitych wakacji miał potem z czego żyć aż do następnych. Ale nie zawsze było tak różowo; jeszcze w roku 2003 muzycy tria grali nad Jeziorem Bodeńskim, by zarobić m.in. na wyjazd do Warszawy, gdzie mieli wystąpić z Bobbym McFerrinem!. 15 lat później Janusz Wojtarowicz jeździ jaguarem. Nic to, że 22-letnim. Ten czas gdy MT jeździło na długie trasy koncertowe, jest już za nim. Teraz skupia się na własnym rozwoju i szerzeniu motionowskiej idei.
A ta niezmiennie zakłada wprowadzenie akordeonu na muzyczne salony świata. I to nie tylko z klasyką, ale i muzyką tria. Zwłaszcza że jego kompozycje przyjmowane są na równi z utworami Kilara, Góreckiego, Chopina czy Pendereckiego. Wszystko po to, by pokazać melomanom, że to instrument nie gorszy od fortepianu, skrzypiec, klarnetu. I bez fałszywej skromności trio może mówić, że już odniosło w tym zakresie sukces, że publiczność filharmonii postrzega muzyków tria jako tych, którzy zmienili myślenie o akordeonie. Sukcesem jest i to, że nie dali się przypisać do jednego gatunku muzyki. Dlatego i obecnie, choć skupiają się na muzyce własnej, nie chcą się nią ograniczać. I pracują m.in. nad muzyką oratoryjną, ofiarowaną przez Amerykanina Davida Gordona. Już 15 lat temu. – To muzyka nasycona duchowością, bardzo trudna technicznie, musieliśmy do niej dojrzeć – tłumaczy Wojtarowicz. Zarazem przyznaje, że już minął czas, gdy miotali się „od Pendereckiego po hip hop”, bo i płytę Nic się nie stało, którą współfirmował wrocławski raper L.U.C, Motion Trio nagrało.
– Obecnie nie musimy już ani sobie ani nikomu niczego udowadniać. Musimy natomiast iść własną drogą i umacniać naszą markę – mówi Wojtarowicz. Pokazują to zaplanowane koncerty. Z Leszkiem Możdżerem na festiwalach jazzowych, z Jerzym Maksymiukiem w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu; i trasa pod hasłem „Sounds of Europe” z orkiestrą Sinfonia Varsovia, z Andreasem Wunderem, orkiestrą AUKSO i formacją Atom String Quartet, i koncert w katowickim NOSPR, i w Filharmonii Berlińskiej, podczas którego trio nagra płytę DVD. W przyszłym roku ma również ukazać się film Jarka Migonia łączący opowieść m.in. o pracy nad krążkiem Accordion stories i koncert z tą muzyką.
Wacław Krupiński – dziennikarz z ponad 40-letnim stażem, z czego ponad 30 oddał „Dziennikowi Pol- skiemu”. Pisze o estradzie, teatrze, literaturze. Autor m.in. książek: Głowy piwniczne (WL), Zbigniew Wodecki. Pszczoła, Bach i skrzypce (Prószyński i S-ka), Jan Kanty Osob- ny (WL), Cytaty z młodości. Rozmowy z ludźmi kultury (Universitas).